niedziela, 31 października 2010
piątek, 29 października 2010
Świąteczna Gospoda
wtorek, 26 października 2010
niedziela, 24 października 2010
sobota, 23 października 2010
Koncertowo
Hura!! Udało mi się zdobyć bilet na koncert AMJ&Makoto Ozone.
Bywam na wrocławskich koncertach Anny Marii Jopek i zawsze wracam "natychana".
Ale się cieszę!! Tym bardziej, że już dawno się nie ukulturalniałam. Szkoda, że jeszcze miesiąc oczekiwania:-)
Bywam na wrocławskich koncertach Anny Marii Jopek i zawsze wracam "natychana".
Ale się cieszę!! Tym bardziej, że już dawno się nie ukulturalniałam. Szkoda, że jeszcze miesiąc oczekiwania:-)
wtorek, 19 października 2010
Na jesienny pobyt na wsi zaplanowałam skończyć poduszkę dla Leny. Sama się z siebie śmiałam, bo nie przewidziałam, że braknie mi mulinki (DMC - 838) na 21 krzyżyków (słownie: dwadzieścia jeden). I tak dopiero po powrocie do domu wyszyłam całość. Teraz jeszcze czekam na wolny dzień, żeby w końcu poduszkę uszyć. Pokażę ją dopiero jak trafi we właściwe ręce:-)
Ale na wsi nie mogłam siedzieć z założonymi rękami, więc sięgnęłam po zaczęty chyba ze dwa lata temu sampler. Zawsze troszkę do przodu. Ale i tak kolejne samplerowe krzyżyki powstaną dopiero przy następnym pobycie. O ile oczywiście nie będzie "pilniejszych" robótek;-)
Ale na wsi nie mogłam siedzieć z założonymi rękami, więc sięgnęłam po zaczęty chyba ze dwa lata temu sampler. Zawsze troszkę do przodu. Ale i tak kolejne samplerowe krzyżyki powstaną dopiero przy następnym pobycie. O ile oczywiście nie będzie "pilniejszych" robótek;-)

poniedziałek, 18 października 2010
Jesienne powroty
Akumulatory naładowane:-)
Jesień na zamojszczyźnie już prawdziwa. I jak przystało na sezon jesienny - grzybów pełno: były rydze, opieńki, podgrzybki. Trafiały się także gąski i kozaki. Opieńków było ponad 50 kg; do tej pory nie mogę uwierzyć, że to przerobiłam;-)



Jakby grzybów było mi mało - zrobiłam jeszcze muchomorka. Przeprosiłam się z szydełkiem, którego nie trzymałam w ręku od bardzo długiego już czasu. Wykorzystałam korek od szampana. A nici ...... nie miałam kordonka, więc w ruch poszła mulina:-). Też można. Muchomorek jeden dzień stał w okiennym zagajniku na parapecie a potem trafił w ręce szwagierki. Dobre ręce:-)
Jesień na zamojszczyźnie już prawdziwa. I jak przystało na sezon jesienny - grzybów pełno: były rydze, opieńki, podgrzybki. Trafiały się także gąski i kozaki. Opieńków było ponad 50 kg; do tej pory nie mogę uwierzyć, że to przerobiłam;-)
Rydze - wyśmienite prosto z patelni

Opieńki - najlepsze do słoika

Grzyby pasteryzowane w pomidorach
Na 5 kg ugotowanych grzybków potrzebujemy:
- 1,5 kg marchewki startej na tarce,
- 1,5 kg cebuli pokrojonej w kosteczkę, albo inaczej,
- 6 startych ogórków kiszonych ( można pokroić w talarki),
- 1 l oleju
- 0,5 kg koncentratu pomidorowego
- 1 płaska łyżeczka cukru
- sól i pieprz do smaku
Marchewkę i cebulę dusimy na oleju do miękkości, dodajemy pozostałe składniki i zagotowujemy. Nakładamy do słoików i pasteryzujemy 2 razy po 30 minut w ciągu dwóch dni.
Doskonała przystawka na ciepło.
Na 5 kg ugotowanych grzybków potrzebujemy:
- 1,5 kg marchewki startej na tarce,
- 1,5 kg cebuli pokrojonej w kosteczkę, albo inaczej,
- 6 startych ogórków kiszonych ( można pokroić w talarki),
- 1 l oleju
- 0,5 kg koncentratu pomidorowego
- 1 płaska łyżeczka cukru
- sól i pieprz do smaku
Marchewkę i cebulę dusimy na oleju do miękkości, dodajemy pozostałe składniki i zagotowujemy. Nakładamy do słoików i pasteryzujemy 2 razy po 30 minut w ciągu dwóch dni.
Doskonała przystawka na ciepło.

Jakby grzybów było mi mało - zrobiłam jeszcze muchomorka. Przeprosiłam się z szydełkiem, którego nie trzymałam w ręku od bardzo długiego już czasu. Wykorzystałam korek od szampana. A nici ...... nie miałam kordonka, więc w ruch poszła mulina:-). Też można. Muchomorek jeden dzień stał w okiennym zagajniku na parapecie a potem trafił w ręce szwagierki. Dobre ręce:-)

sobota, 9 października 2010
Co mi w duszy gra - zdjęcia z wystawy
Przedstawiam zdjęcia z wystawy "Co mi w duszy gra". Zdjęcia są takie jakie są, ale prace naprawdę były piękne. Nie wszystko udało mi się udokumentować. Było jeszcze całe mnóstwo serwet, serweteczek i obrusów.













Czas szykować się do następnej wystawy:-)
Ale najpierw wyjeżdżam na wieś ładować akumulatory......








Czas szykować się do następnej wystawy:-)
Ale najpierw wyjeżdżam na wieś ładować akumulatory......
czwartek, 7 października 2010
Trochę na ludowo
Od długiego już czasu chodził mi po głowie pomysł, aby uszyć stroje ludowe. Zupełnie jednak nie wiedziałam w jakiej formie to ma być.... Sobie?? Mam chodzić w zapaskach? Gorsetach? Czepcu na głowie? Potem pomyślałam, że może po prostu uszyję sobie "tylko" prawdziwe zapaski z rejonów, z którymi jestem najbardziej związana. Ale też nie byłam na tyle zachwycona pomysłem, aby zacząć go realizować. No i w końcu przyszło olśnienie. Lalka!! Prawdziwy strój dla najnormalniejszej w świecie lalki. Pojawił się oczywiście kolejny problem: skąd wziąć normalną lalkę? Niby ze sklepu, ale wydaje mi się, że tam tylko wychudzone Barbie, których nie znoszę. Nie mam żadnego doświadczenia w kupowaniu lalek, bo nie mam córek:). Kupowałam samochodziki i klocki ale nigdy lalki.
Starczyło, że powiedziałam dwa słowa "poszukuję lalki" i dostałam. Od Uli, dziewczyny, na którą zawsze mogę liczyć. Lala oczywiście nie Uli tylko jej córki Justynki. Tym większe podziękowanie się należy. Ale jaki zapał mnie ogarnął. Od razu poleciałam do sklepu z tkaninami w poszukiwaniu materiału w biało-czarne paseczki na burkę. Na pierwszy bowiem ogień idzie strój biłgorajski. Kupiłam:)
Potem zastanawiałam się co kobiety nosiły pod spódnicami. I czy w ogóle coś nosiły. Już wiem, że majtki, czy też pantalony z nakładką:). A że człowiek porządny ma szczęście ( w tym wypadku mam na myśli siebie), więc dane mi było spotkać przemiłą krawcową z teatru, skarbnicę fachowej wiedzy. Wszystko mi wytłumaczyła. Jestem jej bardzo wdzięczna.

Póki co, lala ma burkę i zapaskę. Brakujące części stroju pokażę, jak będą gotowe:)
Starczyło, że powiedziałam dwa słowa "poszukuję lalki" i dostałam. Od Uli, dziewczyny, na którą zawsze mogę liczyć. Lala oczywiście nie Uli tylko jej córki Justynki. Tym większe podziękowanie się należy. Ale jaki zapał mnie ogarnął. Od razu poleciałam do sklepu z tkaninami w poszukiwaniu materiału w biało-czarne paseczki na burkę. Na pierwszy bowiem ogień idzie strój biłgorajski. Kupiłam:)
Potem zastanawiałam się co kobiety nosiły pod spódnicami. I czy w ogóle coś nosiły. Już wiem, że majtki, czy też pantalony z nakładką:). A że człowiek porządny ma szczęście ( w tym wypadku mam na myśli siebie), więc dane mi było spotkać przemiłą krawcową z teatru, skarbnicę fachowej wiedzy. Wszystko mi wytłumaczyła. Jestem jej bardzo wdzięczna.

Póki co, lala ma burkę i zapaskę. Brakujące części stroju pokażę, jak będą gotowe:)
wtorek, 5 października 2010
Jesień to moja ulubiona pora roku. I to niekoniecznie taka słoneczna, złota....
Dla mnie najpiękniejsza jesień to: deszcze, spacer po alejkach zasypanymi opadłymi listkami, gołe drzewa...
Przed dwoma chyba laty postanowiłam klockami zrobić drzewko. Efektem końcowym miała być brzoza, ale w trakcie pracy brzoza zaczęła przemieniać się w wierzbę płaczącą. Efekt bardzo mi się podobał, bo mieści się w moich jesiennych klimatach.
Dla mnie najpiękniejsza jesień to: deszcze, spacer po alejkach zasypanymi opadłymi listkami, gołe drzewa...
Przed dwoma chyba laty postanowiłam klockami zrobić drzewko. Efektem końcowym miała być brzoza, ale w trakcie pracy brzoza zaczęła przemieniać się w wierzbę płaczącą. Efekt bardzo mi się podobał, bo mieści się w moich jesiennych klimatach.

piątek, 1 października 2010
Haft lagarterski
Subskrybuj:
Posty (Atom)